Nie ukrywam, że pesymizm czy też realne spojrzenie na naszą sytuację przyszło wraz z kryzysem, kiedy to przejrzałem na oczy. W końcu hossa i dobra koniunktura na rynkach jak i w naszym życiu nie trwa wiecznie i trzeba się zawsze przygotować na najgorsze.
Rodzina może się powiększyć, przez co w skrajnych przypadkach dramatycznie wzrosną wydatki, powodując problemy w miesięcznym bilansie wydatków i dochodów (żona niepracująca).
Jak widzicie ryzyko jest stosunkowo duże, stąd postanowiłem poczekać na wyklarowanie się sytuacji, zarówno mojej osobistej jak i rynkowej.
Na tą chwilę znalazłem trzy rozwiązania:
· Wynajem kawalerki w miejscu pracy (ewentualnie mniejszego mieszkania dwupokojowego w przypadku powiększenia rodziny). Jest to niestety dość znaczny koszt, ale bez tego się nie obejdzie.
· Mieszkanie z rodziną. Tutaj niestety jest problem związany z warunkami (moi rodzice jak i żony mieszkają w niezbyt dużych mieszkaniach). Ostatecznie bez dzieci znalazło by się rozwiązanie.
· Wynajem mieszkania w rodzinnym mieście i dojazd do pracy. To rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Do plusów można zaliczyć bliskość rodziny, która pomoże z dziećmi. Minusem są oczywiście uciążliwe i kosztowne dojazdy do pracy. Koszta można by jeszcze obniżyć jeżdżąc wspólnie ze znajomymi.
Tak naprawdę jest jeszcze czwarte rozwiązanie, a mianowicie kupno działki budowlanej, również w rodzinnej miejscowości i w przyszłości rozpoczęcie budowy. Pojawiła się szansa, że miasto rozpocznie wydzielanie i sprzedaż działek budowlanych w dosyć atrakcyjnym rejonie miasta.
Wydaje się to być mniej ryzykownym rozwiązaniem niż zaciąganie kredytu hipotecznego na mieszkanie. Ostatecznie będzie można sprzedać w przyszłości działkę i powrócić do któregoś z poprzednich rozwiązań. A własny kawałek ziemi to jest jednak coś.
A co Wy drodzy czytelnicy sądzicie na ten temat?